25.01.2013

Zakrwawione ściany, czyli nowy film Tarantino.


 Pedro Almodóvar, Lars von Trier, Woody Allen i Quentin Tarantino - oto czterech reżyserów których filmy obejrzę w ciemno, bez wcześniejszego czytania recenzji. Każdy z nich jest mistrzem swojego gatunku a ich dzieła zawsze mnie poruszają/ rozśmieszają/ przerażają.Dlatego "Django", nowy film Tarantino, stał się pozycją obowiązkową na mojej liście do obejrzenia.

I jak?Fajny?
Fajny, bardzo fajny. Chociaż nie jest to majstersztyk na miarę "Pulp Fiction" czy "Bękartów Wojny" to zdecydowanie warto się wybrać. Znajdziemy w nim Jamiego Foxxa, Christopha Waltza,nieznaną odsłonę Leonarda DiCaprio, dużo wybuchów, trupów i świetnego humoru w stylu Quentina.
Uwielbiam typowe dla tego reżysera komiksowe podejście do przemocy, która w jego wykonaniu, mimo, ogromnej dosłowności nie jest przerażająca ani odpychająca a wręcz śmieszna. Nie jestem fanką filmów których głównym celem jest zniesmaczenie widza. W moim pojęciu rozrywki nie mieści się oglądanie ludzkich wnętrzności zalewających salę kinową dlatego zdecydowanie stronię od takich filmów. Jednak Tarantino jest zupełnie inny - bo mimo, że trup ściele się gęsto a ściany pokryte są ludzką krwią to potrafi on podejść do tego tematu z ogromnym humorem i dystansem. 

Jakiś czas temu, gdy rozpoczynał zdjęcia do "Django", udzielił wywiadu jednemu z magazynów filmowych w którym powiedział, że jego dziecięcym marzeniem było nakręcenie westernu. Opowiadał, że długo zastanawiał się nad tematem przewodnim, który nie przypominałby innych filmów z tego gatunku. I to zdecydowanie mu się udało. Mimo, że mamy szeryfa, mężczyzn poruszających się na koniach, buty z ostrogami, kowbojskie kapelusze i rewolwery to zdecydowanie jest to film inny niż wszystkie poprzednie. Inny, bo przedstawiony w specyficzny, charakterystyczny dla Tarantino, sposób. Nie ma tu kiczu i patosu, podniosłych momentów i zmuszania widza do głębszych przemyśleń. Jest za to dużo śmiechu, zabawnych tekstów i świetna gra aktorów. 

Kolejną ważna sprawą jest muzyka. Przeczytałam kiedyś, że Quentin zastanawiając się nad jakimś filmem, szukając jakiegoś konkretnego pomysłu, bierze swoje pokaźnych rozmiarów pudło z płytami i wyrzuca je wszystkie na podłogę. Po paru godzinach słuchania w jego głowie zarysowuje się szkic nowego dzieła. I mamy tutaj 2Paca, Jamesa Browna czy Ennino Morricone.

Co tu dużo pisać - kupujcie bilet i lećcie do kina.










4 komentarze:

  1. Widziałam i jak najbardziej się zgadzam. Im więcej trupów tym bardziej chce mi się śmiać, chociaż powinnam zakrywać oczy ;) Doskonały, czarny humor (właśnie zdałam sobie sprawę, że po tym filmie ten przydomek nabiera jeszcze lepszego znaczenia), ogólnie szał - trzeba zobaczyć. Chyba że ktoś nie lubi Tarantino.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację - "czarny humor" świetnie tutaj pasuje :)

      Usuń
  2. Nie przepadam za Tarantino ale ogólnie reżyser nie ma dla mnie większego znaczenia, ważny jest film.
    Ten film gdzie się nie obejrzę ma dobre opinie wiec i ja w końcu go zobaczę:)
    pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  3. Polecam. Napisz o swoich wrażeniach - jestem ciekawa jak osoba , która nie przepada za Tarantino odbierze ten film :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny!
Jeżeli jesteś użytkownikiem anonimowym,a chciałbyś zadać mi jakieś pytanie, to wymyśl sobie proszę jakiś pseudonim - będzie łatwiej mi odpisać.

wibiya widget